niedziela, 31 października 2010

Za oknem deszcz

Nad Japonią, a dokładniej nad Kansai (rejon gdzie obecnie przebywam), przechodzi właśnie monsun. Od południa pada non stop.


sobota, 30 października 2010

Shitennoji

W Japonii nie stosuje się nazw ulic, tak więc dotarcie do celu może być czasem trudne. Umawiając się z kimś najlepiej wybrać jakieś określone miejsce, np. stacja metra, jakaś znana kawiarnia, etc.

Warto czasem przestudiować mapę okolicy, które są praktycznie na każdej stacji. Można wiele się z niej dowiedzieć. W ten sposób odkryłem właśnie Shitennoji, będącą pierwszą buddyjską świątynią w Japonii








piątek, 29 października 2010

Budda i daniele

Szkolna wycieczka do Nara dawnej stolicy Japonii. Był wielki posąg Buddy, były i wszędobylskie daniele. A wycieczka jak to na wycieczka - śmiech, tłok i masa wspólnych zdjęć.














niedziela, 17 października 2010

Kosmetyczne zmiany

Jak pewnie zauważyliście blog był tworzony na szybko i miał parę niedociągnięć. Mając chwilę czasu postaram się wyeliminować wszelkie błędy. Na początek zmieniłem szablon, aby był lepiej czytelny. Mam nadzieję, że niedługo strona będzie już w pełni wyglądać profesjonalnie.

piątek, 15 października 2010

Pierwsza pomoc

Czekając na nocny pociąg, który zabrałby mnie z powrotem do domu, zauważyłem jak wszyscy wokół mnie ludzie na peronie patrzą w stronę schodów. Starszy Pan w garniturze zasłabł i przewrócił się na ostatnim stopniu. Jakiś młody Japończyk od razu podszedł do niego, ukląkł i spytał czy wszystko w porządku. W tym samym czasie, kobieta będąca w pobliżu zawiadomiła pracownika stacji o całej sytuacji. Ten w raz z młodym Japończykiem pomogli położyć się starszemu Panu na plecach, podkładając mu pod głowę jego własną aktówkę. Ktoś inny podniósł z ziemi jego parasol stał obok.


Na twarzy staruszka widoczny był grymas bólu, gdy z trudem starał się złapać powietrze. Pracownik stacji pytał go co go boli, czy coś sobie złamał. Odpowiedzi nie usłyszałem, być może w ogóle nie padła. Klatka piersiowa Japończyka ciężko opadała w dół a w raz nią jego koszula. Całe ciało miał bardzo chude.


Pracownik stacji wyciągnął telefon i wezwał pomoc. Niebawem zjawiło się kolejnych dwóch ludzi w mundurach. Jeden z nich przyniósł wózek inwalidzki. W trójkę unieśli staruszka. Jeden wziął jego aktówkę, drugi prowadził wózek, a trzeci dziękował ludziom za pomoc, którą w międzyczasie parę osób zaoferowało. Gdy odchodził młody Japończyk, stojący cały czas obok, podał mu parasol staruszka. Pracownik ukłonił się głęboko i jeszcze raz podziękował.

środa, 13 października 2010

niedziela, 10 października 2010

Spacer po okolicy

Słoneczna pogoda, niebieskie niebo, temperatura powietrza powyżej dwudziestej kreski. Przy takich warunkach postanowiłem spędzić niedzielne popołudnie na łonie natury i przy okazji zaprezentować moją okolicę.


Niedaleko miejsca gdzie mieszkam płynie rzeka Yamatogawa, wzdłuż której wybudowano ścieżkę dla spacerowiczów. Niewielu jednak ich spotkałem tego dnia. Gdyby nie samochody na ulicach można by pomyśleć, iż okolica jest opuszczona. W jedną stronę szedłem około godzinę. Przez większość drogi moimi towarzyszami były jedynie owady – cykady i motyle. Dopiero pod koniec podróży spotkałem paru ludzi. Jeden mężczyzna ćwiczył rzuty piłką do bejsbola, jakieś małżeństwo na sucho trenowało uderzenia kijem do golfa, ktoś grał na saksofonie. Gdy przechodziłem koło tego ostatniego, ten akurat zaczął grać „Rain drops keep falling on my head…”. Jak na złość z czystego do tej pory nieba zaczął padać deszcz.











Namba nocą

Namba (a właściwie Nanba) to jedna z bodajże najbardziej znanych dzielnic Osaki - miejsce spotkań młodzieży. Pełno tutaj różnorakich sklepów, butików, restauracji i lokali. Przez niektórych Namba nazywana jest Kansaiską Shibuyą. Największe wrażenie robi w nocy, gdy ulice rozświetlone są setkami neonów.







środa, 6 października 2010

Rejestracja Aliena

Na lotnisku dostałem karteczkę, upominającą mnie do zarejestrowania swojego pobytu w Japonii w przeciągu 90 dni. Bez owej rejestracji nie dostanę karty Gai(koku)jina będącej swoistym dokumentem tożsamości, a bez niego nie jestem w stanie chociażby założyć konta czy zakupić telefon komórkowy.

Na uczelni zapytałem znajomą Malezyjkę, gdzie się znajduje urząd miasta, okazało się że niedaleko, praktycznie pod moim nosem, jedynie dwa skrzyżowania od miejsca, w którym mieszkam. Dziewczyna przeszła już całą rejestrację i zaoferowała mi swoją pomoc, ale w nieco późniejszym terminie. Sprawa miała być bardzo skomplikowana, bo w urzędzie nie mówią po angielsku i wszystkie dokumenty są oczywiście po japońsku. Postanowiłem jednak nie czekać i od razu wziąć sprawy w swoje ręce. Skoro wytrzymałem ponad rok w koreańskiej firmie, nie straszne mi żadne rozmowy z Azjatami.

Po wejściu do środka okazało się, że Malezyjka miała rację, nigdzie ani słowa po angielsku. W gąszczu krzaczków wyszukałem tych, które mnie interesują 外国人登錄. Przy długim kontuarze nie było ani jednej osoby. Gdy tak postałem z 15 sekund zauważył mnie jakiś Japończyk w okularach i szybkim krokiem podszedł do mnie i spytał w czym może pomóc. Powiedziałem, że chcę się zarejestrować. Wskazał mi miejsce siedzące, poprosił o paszport i spytał czy mam przy sobie 2 zdjęcie. Następnie spytał się czy może się oddalić i zrobić ksero, po czym zniknął gdzieś w środku urzędu. Zamiast niego przyszła jakaś kobieta z kartą, którą musiałem wypełnić. Gdy skończyłem, zniknęła i znowu pojawił się ktoś inny przynosząc ze sobą kolejne kilka stron jakichś dokumentów do wypełnienia. Wszystko szło dobrze, dopóki nie pojawił się problem z pieczątką, która w Azji pełni funkcję podpisu. Oznajmiłem, że takowej nie posiadam. „Eeetttooo…” – wycedził przez żeby urzędnik. Spytałem się czy podpis wystarczy. Nagle powrócił uśmiech na twarzy mego rozmówcy i potwierdził, że podpis jest OK. Potem on też gdzieś zniknął.

Po 2 minutach wróciła cała trójka urzędników, która się mną zajmowała, zwróciła mi moje dokumenty, poprosiła o wypełnienie jeszcze dwóch podań, a potem dostałem zaświadczenie z datą kiedy mam się stawić po kartę Gai(koku)jina.

Cała procedura nie zajęła mi więcej jak 15 minut. Wszyscy byli dla mnie bardzo mili i ciągle mnie przepraszali, gdy podsuwano mi kolejny papier do wypełnienia.

sobota, 2 października 2010

Pokój mój widzę ogromny



Łazienka nie poraża rozmiarami, ale przynajmniej nie muszę trzymać nóg na korytarzu w czasie korzystania z toalety.


Widok z okna.