czwartek, 30 września 2010

Na lotnisku

Wszystko idzie sprawnie – najpierw wysiadają ludzie z przodu, potem dopiero ci z tyłu. Japończyk siedzący za mną czeka aż wyjmę rzeczy z luku bagażowego i przepuszcza mnie przodem.

Spacer długimi korytarzami też przebiega w porządku. Do ruchomych schodów wszyscy ustawiają się w kolejkę, bez pchania, przepychania. Jedynie obcokrajowcy decydują się na wspinaczkę po normalnych schodach. Pośpiech jednak okazuje się zbyteczny. Gdy cała grupa pasażerów dociera do stacji, w idealnym czasie podjeżdża pociąg mający zabrać wszystkich do głównego terminalu. Dalej już kontrola paszportowa - na lewo Japończycy, na prawo cała reszta. Choć cudzoziemców było znacznie mniej na pokładzie, zanim nadeszła moja kolej, obok nie było już żadnego miejscowego. Być może z powodu pobierania odcisków palców, choć to przebiegało błyskawicznie, a może z nie przygotowania i należytego wypełnienia dokumentów.

Gdy zszedłem po bagaż, ten w tym samym momencie wjechał na taśmę. Jedynym opóźnieniem w moim przypadku była kontrola celna. Po odpowiedzi na pytanie skąd jestem oraz skąd przyleciał samolot, nakazano mi otworzyć walizkę i pokazać, że nie posiadam narkotyków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz